Alishan - Ali Mountains - od dziejow miejsce to bylo zamieszkiwane przez Aborygenow. W wieku 19stym Chinczycy zaczeli sie tam osiedlac. W 1912 roku Japonczycy zakonczyli budowe koleji gorskiej (parowej, waskotorowej). Wowczas zaczalo sie karczowanie polaci drzew. Wiele gatunkow zostalo doszczetnie wycietych. Japonczycy eksportowali drewno do Swej ojczyzny - lepsze gatunkowo.
Alishan to nie jeden szczyt. To pasmo gorskie. Najwyzszy szczyt to Yushan (3952m n.p.m).
miejsce zamieszkania aborygenow na Tajwanie. Znajduje sie tutaj wiele gatunkow drzew - gigantow - Niektore z nich maja ponad 2000lat.
Od razu dodam - spotkalem aborygenow ;)
Mialem okazje nawet z nimi sie napic ;) i tutaj musze Wam powiedziec, ze pija na potege ;). Oczywiscie zartuje z ta potega bo jak wiemy 'ludzie lasu', ludzie ktorzy zyja z natura za pan brat wiedza co jest im potrzebne lepiej.. poprostu zyja z natura..
Otoz pija cos w rodzaju wina polaczonego z wodka czy whisky - taka wielka mieszanka (tak sie wydaje). Musi byc podawana na cieplo :) - gotowana jest w wielkich garach - wyglada to niesamowicie. Nie zrobilem zdjecia bo wowczas mialem problem z aparatem (ech ten pech..).
Najpierw... sniadanko :)
Poczatkowo objelismy kurs pociagiem (parowym, waskotorowym - extra!)
gdyz akurat natrafilismy na moment w ktorym przejazd byl darmowy (normalnie kosztuje 200NT od osoby). U podnozy wzniesien wybralismy jednak samochod.. humm.
Wyjechalismy wczesnie - o 1 w nocy - zeby zobaczyc wschod slonca - BAAARDZO ale to bardzo trudno trafic na idealna pogode - powaznie. 4km przed celem humm auto odmowilo posluszenstwa i musielismy sie natychmiast zatrzymac (woda sie zagotowala..). Jak ktos sie orientuje, w takim momencie zabawa dobiega konca. Nie mozna raczej jechac dalej.
Szczerze mowiac nie za bardzo znam sie na samochodach ;) - okey ogolnie to cos tam wiem ale nie znam praktyki typu wymiane jakiejs konkretnej rzeczy. Oczywiscie latarki nikt z nas nie mial ;), Telefon oswietlal droge ledwo ledwo.. ale przynajmniej mialem 2 dodatkowe baterie ;) w razie czego. Postanowilismy zatrzymac kogos i poprosic o pomoc. Udalo sie. Zatrzymal sie chlopak na skuterze - po chwili przyjechali jego koledzy - 10 skuterow - 20 osob probowalo nam pomoc :D.
Zatrzymal sie takze jeden chlopak z dziewczyna (jechali zobacyzc wschod), pomogli :).
P0 dluzszej chwili (wszyscy byli juz zmeczeni wiec nikt nic nie mowil) slyszymy ze nadjezdza samochod. Mija nas ale zwalnia - ktos strzelil: "pewnie mysli, ze jestesmy w miejscu widokowym :D" - samochod sie zatrzymal, wyszla babka i stoi.. po chwili pyta: "tez czekacie na wschod"? :D. Zorientowala sie ze pomylila miejsca, wsiadla do auta i szybko ruszyla dalej ;).
Nabralismy 5 butelek czystej gorskiej wody w razie czego zeby wymienic i ruszylismy wolno (20km/h) pod gorke, tak by nie meczyc silnika (opel vectra).
Dojechalismy na miejsce.
Musielismy szybko dolac wody - okeya :). Wszystko gra.
Spakowalismy aparaty i ruszylismy w gore. Oczywiscie wschod slonca na nas nie poczekal ale trudno - moze innym razem ;).
Na poczatku wyprawy spotkalismy pare fajnych osob. Dolaczylismy do nich :) ale tylko na chwilke.
pstryknelismy pare zdjec wspolnych..
i powedrowalismy przed siebie..
Szlismy wzdloz torow kolejowych
minelismy calkiem calkiem jeziorko :)
naszym celem byly wielkie drzewa ..
zatrzymalismy sie zeby odpoczac w malowniczej okolicy..
oczywiscie Dabe zlapala jakiegos psa i zaczela pstrykac zdjecia..
pozniej jeszcze jednego :)
Musielismy przejsc przez 'wiszacy' most :) extra uczucie !
W koncu dotarlismy
spotkalismy osobe, ktora troche nam poopowiadala o wielkich drzewach. Okazalo sie, ze .... mieszka w bloku obok nas ;)
w powrotnej drodze zatrzymalismy sie na pstrykniecie kilku zdjec.
Dabe byla padnieta :)
mapka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz